Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie pomylił „bynajmniej” z „przynajmniej” lub nie wziął „na tapetę” jakiegoś pomysłu. Fakty są takie, że błędy językowe (mniejsze lub większe) popełniamy wszyscy. I podczas gdy wiele osób nie zwraca na niej szczególnej uwagi, przeczulone ucho copywritera zwykle wyłapuje większość z nich.
Sama, pomimo napisania naprawdę wielu tekstów, nadal mam problem z pewnymi słowami czy wyrażeniami. I mimo świadomości, że orzech do zgryzienia w powiedzeniu jest twardy, a nie ciężki, zwykle automatycznie używam formy błędnej. Często też idę po najmniejszej linii oporu, zamiast po linii najmniejszego oporu.
Kiedy tylko na serwisie Quora spostrzegłam pytanie dotyczące najbardziej znienawidzonych przez użytkowników błędów językowych, z uwagą zaczęłam śledzić wątek. Co wynikło z burzliwej dyskusji internautów? Oczywiście – kwestia tego, co kogo drażni bądź nie, to bardzo subiektywna kwestia. W wątku były jednak przytaczane błędy, o których pisało więcej osób.
Pod tym zwrotem mam na myśli te błędy językowe, które w Internecie zostały już obśmiane i wytłumaczone setki razy, a mimo wszystko – w tym samym Internecie – ludzie popełniają je nadal. Prym wiodą: wziąść (zamiast „wziąć”), włanczać (zamiast „włączać”), szłem (zamiast „szedłem”) oraz tu pisze (zamiast „tu jest napisane”). Część użytkowników serwisu wskazało również na perfumy, które niektórzy sprowadzają do liczby pojedynczej, mówiąc „kupiłam/em nowy perfum”.
Polaków razi również nieprawidłowa odmiana słów czy tautologie. Nie każdy wie, że zamiast półtora godziny powinniśmy mówić „półtorej”, fakty z definicji są autentyczne, a rok dwutysięczny był ponad 20 lat temu! Nie wszyscy w odpowiedni sposób rozróżniamy również liczbę oraz ilość, pisząc wiadomości mailowych witamy się z odbiorcą (zamiast użyć bardziej adekwatnego pozdrowienia, chociażby „dzień dobry”).
Globalizacja wielu zjawisk oraz charakter niektórych branż (zwłaszcza branż IT czy marketingowej) powoduje, że język polski wciąż przeplata się z angielskim. To naturalne, gdyż dla wielu stanowisk lub np. nowych technologii nie wymyślono polskich odpowiedników (lub wymyślono takie, które brzmiały kuriozalnie albo nie przyjęły się). To, co jednak razi Polaków, to spolszczanie wyrazów angielskich i tworzenie „potworków”, które w żadnym języku nie są poprawne. Niektórzy przyznali, że alergicznie reagują, gdy ktoś prosi ich o dokończenie taska lub sforłardowanie e-maila.
„Wyślę paczuszkę gdy tylko pieniążki wpłyną na konto”. Brzmi znajomo? Polscy internauci przyznali, że nadmierne używanie zdrobnień przez rozmówcę powoduje, że traktują go mniej poważnie i szybciej się irytują. Niby taki niepozorniutki błądzik, a ile emocji!
Co zaskakujące, ostatecznie żadne wziąść i szłem nie denerwuje Polaków tak, jak puryzm językowy i poprawianie czyichś błędów. Wiele osób wykazało się także wyrozumiałością, podkreślając, że język polski nie należy do najłatwiejszych i przyznając, że najbardziej irytują ich błędy… własne.
A Wy? Podchodzicie do tematu ze spokojem czy należycie do grona tzw. gramatycznej policji, która żadnego błędu nie odpuści?
Zdjęcie główne artykułu: fot. wavemovies / iStock / Getty Images Plus / Getty Images